Pewnie sobie myślicie, że zaniedbuję bloga. Tak właśnie jest, nie ma co ukrywać. Powód? Praca magisterska... I tutaj mam do Was prośbę. Pewien ośrodek, który miał umożliwić mi przeprowadzenie badań stwierdził, że "nie, bo nie" i zostałam na lodzie. Dlatego, jeżeli macie znajomych/członków rodziny/przyjaciół, którzy mają dziecko niepełnosprawne, proszę napiszcie do mnie na moim fanpejdżu <- klikamy. Badanie jest w 100% anonimowe, wyniki zobaczę tylko ja i ewentualnie moja pani promotor, oczywiście wyniki pomogą mi w zdobyciu tytułu magistra. Obowiązuje mnie tajemnica zawodowa, której bardzo przestrzegam, więc nie ma się o co martwić. Bardzo proszę o pomoc!
Druga sprawa. Zauważyliście mój piękny nowiutki nagłówek? Narysowała go dla mnie moja przyjaciółka Vaniless, która wspiera mnie w moim blogowaniu od samego początku. Dzielnie znosiła moje uwagi i zastrzeżenia co do koloru czcionki. Dziękuję!
Dawno nie było nic o kosmetykach, takich powszechnie dostępnych, nie azjatyckich. Tym razem... kotek z Pupy... wiem, jak to brzmi.
Kotki były od jakiegoś czasu w Rossmann'ie, ale szkoda mi było pieniędzy na coś, co prawdopodobnie tylko ładnie wygląda. W końcu poleciałam jednak na wygląd i zakupiłam kotka, był już przeceniony. Podobno jest jeszcze inna wersja kolorystyczna, ja mam czerwoną.
Kotek był zapakowany w kartonik i dodatkowo zabezpieczony kartonem w środku, w zestawie była też ulotka z opisem produktu i instrukcją obsługi, w kilku językach.
Kocie opakowanie jest bardzo solidne, otwiera je się łatwo, ale nie na tyle łatwo, żeby istniała obawa, że otworzy się samo z siebie. Pod spodem, na wieczku mamy małe lustereczko. Kotek składa się z trzech balsamów do ust, których zadaniem jest sprawienie aby nasze usta były miękkie, nawilżone i w subtelnym kolorze.
Czy rzeczywiście tak jest? Pierwszy kolor (najciemniejszy na górze) rzeczywiście nadaje moim ustom lekko czerwoną barwę, drugi lekko podkreśla naturalny kolor moich ust i nadaje im połysk... trzeci nie podkreśla nic. Za to wszystkie trzy wygładzają usta, sprawiają, że są mięciutkie a nawilżenie utrzymuje się przez bardzo długi czas.
Podsumowując... Poleciałam na wygląd, zachwyciłam się wnętrzem. No może zachwyt to za dużo powiedziane, ale balsamy są naprawdę w porządku. Są idealne do codziennego makijażu, nawilżają, czego chcieć więcej? Mam słabość do uroczych opakowań, więc to pewnie nie ostatnia rzecz, jaką kupiłam ze względu na wygląd.
Kochani, naprawdę walczę z tym, żeby nie olewać bloga, ale magisterka mnie zabija. No i znowu moje zdrowie płata mi psikusa. Po cichutku liczę na Waszą pomoc. Tymczasem, wracam dalej się męczyć...