piątek, 29 kwietnia 2016

Pupa Red Cat

Hej Kochani!

Pewnie sobie myślicie, że zaniedbuję bloga. Tak właśnie jest, nie ma co ukrywać. Powód? Praca magisterska... I tutaj mam do Was prośbę. Pewien ośrodek, który miał umożliwić mi przeprowadzenie badań stwierdził, że "nie, bo nie" i zostałam na lodzie. Dlatego, jeżeli macie znajomych/członków rodziny/przyjaciół, którzy mają dziecko niepełnosprawne, proszę napiszcie do mnie na moim fanpejdżu <- klikamy. Badanie jest w 100% anonimowe, wyniki zobaczę tylko ja i ewentualnie moja pani promotor, oczywiście wyniki pomogą mi w zdobyciu tytułu magistra. Obowiązuje mnie tajemnica zawodowa, której bardzo przestrzegam, więc nie ma się o co martwić. Bardzo proszę o pomoc!

Druga sprawa. Zauważyliście mój piękny nowiutki nagłówek? Narysowała go dla mnie moja przyjaciółka Vaniless, która wspiera mnie w moim blogowaniu od samego początku. Dzielnie znosiła moje uwagi i zastrzeżenia co do koloru czcionki. Dziękuję!

Dawno nie było nic o kosmetykach, takich powszechnie dostępnych, nie azjatyckich. Tym razem... kotek z Pupy... wiem, jak to brzmi.


Kotki były od jakiegoś czasu w Rossmann'ie, ale szkoda mi było pieniędzy na coś, co prawdopodobnie tylko ładnie wygląda. W końcu poleciałam jednak na wygląd i zakupiłam kotka, był już przeceniony. Podobno jest jeszcze inna wersja kolorystyczna, ja mam czerwoną.

Kotek był zapakowany w kartonik i dodatkowo zabezpieczony kartonem w środku, w zestawie była też ulotka z opisem produktu i instrukcją obsługi, w kilku językach.

Kocie opakowanie jest bardzo solidne, otwiera je się łatwo, ale nie na tyle łatwo, żeby istniała obawa, że otworzy się samo z siebie. Pod spodem, na wieczku mamy małe lustereczko. Kotek składa się z trzech balsamów do ust, których zadaniem jest sprawienie aby nasze usta były miękkie, nawilżone i w subtelnym kolorze.


Czy rzeczywiście tak jest? Pierwszy kolor (najciemniejszy na górze) rzeczywiście nadaje moim ustom lekko czerwoną barwę, drugi lekko podkreśla naturalny kolor moich ust i nadaje im połysk... trzeci nie podkreśla nic. Za to wszystkie trzy wygładzają usta, sprawiają, że są mięciutkie a nawilżenie utrzymuje się przez bardzo długi czas.


Podsumowując... Poleciałam na wygląd, zachwyciłam się wnętrzem. No może zachwyt to za dużo powiedziane, ale balsamy są naprawdę w porządku. Są idealne do codziennego makijażu, nawilżają, czego chcieć więcej? Mam słabość do uroczych opakowań, więc to pewnie nie ostatnia rzecz, jaką kupiłam ze względu na wygląd.

Kochani, naprawdę walczę z tym, żeby nie olewać bloga, ale magisterka mnie zabija. No i znowu moje zdrowie płata mi psikusa. Po cichutku liczę na Waszą pomoc. Tymczasem, wracam dalej się męczyć...

czwartek, 21 kwietnia 2016

Pyrkon 2016

JEEEESTEEEM!

No dzień dobry! Pewnie zaglądając na mojego bloga myśleliście, że olałam go zaraz po jego pierwszych urodzinach. Nic z tych rzeczy. Po prostu zdjęcia na Pyrkonie robił mój luby i miał mi je wysłać. Jak wiadomo, jeśli prosi się o coś faceta to to zrobi i nie trzeba go prosić co pół roku. Tak było w tym przypadku. Jeszcze się okazało, że zdjęcia zaskakują jakością kalkulatora.

Autor: Zza statywu.
Zacznijmy od początku. Na Pyrkon wyruszyliśmy w piątek nad ranem i już przed 9 byliśmy w Poznaniu, zmęczeni. Szybkie ogarnięcie się, przebranie w cosplay i czas stanąć w kolejkonie. Na szczęście dzięki magicznym właściwościom pewnej osóbki, nie staliśmy w kolejce długo. Zabawę czas zacząć...
Mój luby poszedł w swoją stronę, zapewne na panele, a ja z moją Bellą poszłyśmy w swoją.

Cóż, mój cały Pyrkon polegał na chodzeniu, oglądaniu tych wszystkich wspaniałości i podziwianiu wspaniałych ludzi. Panele mnie nie kręcą, gdy dookoła jest tyle do zobaczenia. Ludzie bardzo chwalili nasze stroje, robili zdjęcia i zagadywali. Uwielbiam atmosferę, którą tworzą konwentowicze. Sobotę spędziłam razem z ekipą Lepus Lunarem jako Sailor Mars, a potem znowu troszeczkę poksiężniczkowałam. W sumie przez trzy dni Pyrkonu przeszłam 28 km.

Uwielbiam mój cosplay Ariel, czuję się w nim strasznie dobrze i mogłabym go nosić na każdym konwencie, dlatego też... moje cosplany uległy pewnej zmianie, ale o tym niebawem.

Wiecie co? Ten Pyrkon był tak wspaniały, że nawet nie potrafię o tym opowiedzieć... Może po prostu zostawię tu te zdjęcia, a jak wrócę do rzeczywistości to naskrobię jakąś notkę o lolitach, albo recenzję... a może by tak magisterkę skończyć?

Autor: Moonskill



Autor: Aleksandra Ratyńska
Autor: GeekFan















czwartek, 7 kwietnia 2016

Pierwsze urodziny bloga!

Łosz!

Dokonałam tego! Wytrzymałam z Wami rok! Żartuję... Udało mi się wytrwać w blogowaniu aż rok! Niemożliwe! Jestem naprawdę z siebie dumna! To pierwszy raz, kiedy mam zapał do pisania czegoś tak długo. Mam nadzieję, że zostanę tu jeszcze dłużej.


Co udało mi się osiągnąć przez ten rok?

Mam 102 obserwatorów.
31044 wyświetleń bloga.
Napisałam 67 postów.
Najwięcej komentarzy uzyskała notka o ulubieńcach maja.
Najczęściej wyświetlaną notką jest ta o pierwszym Kawaii Box'ie.
Najmniej komentarzy ma notka o kosztach lolita fashion.
Najrzadziej wyświetlaną notką jest ta o jajcarskich mydełkach.

Wiecie co? Nie byłoby tego wszystkiego, gdyby nie Wy. To dla Was piszę, to od Was czerpię inspirację i to Wy mnie motywujecie. Bez moich kochanych Czytelników ten blog by nie istniał. Jest Was aż 102, niektórzy odeszli, niektórzy są ze mną od początku, a jeszcze inni są tutaj nowi. Mam nadzieję, że będzie Was przybywać, bo bez Was moje blogowanie nie ma sensu!

Dziękuję Wam za każdy komentarz, każdą obserwację i każde wyświetlenie! 

A mojemu blogowemu dziecku życzę 100 lat~! Bo ponad 100 obserwatorów już ma!


Wiecie, że teraz, gdy czytacie tą notkę ja prawdopodobnie szykuję się na Pyrkon, albo śpię? Czeka mnie pobudka o 3, żeby dojechać do Poznania i przygotować się do cosplayowania. Z kim się widzę? Bardzo bym chciała poznać Was osobiście!

sobota, 2 kwietnia 2016

Ile tak naprawdę kosztuje lolita?

Hej!

Co u Was? Przygotowujecie się do Pyrkonu? Ja tak. I właśnie na pyrkonowych przygotowaniach i nauce do egzaminu utknęłam. No cóż... gdyby nie pewna osoba z mojej grupy, to nie musiałabym aż tak się martwić egzaminem. Całe 5 lat studiów szłam jej na rękę, pomagałam i dzieliłam się notatkami, a w zamian otrzymuję wcześniejszy termin egzaminu, chociaż bardzo prosiłam. Nie ma to, jak egzamin zaraz po Pyrkonie. Wniosek? Nie starać się aż tak bardzo dla innych. Chyba, że mówimy o moich dzieciakach, dla nich warto wszystko! 

Wiecie co? Jestem tak zmęczona szyciem i nauką, że miałam nie dodawać dzisiaj notki. Przeglądając różne lolicie strony natknęłam się na takie oto fajne obrazki o kosztach lolicich coordów. Jak bardzo nie lubię obrazkowych notek, tak uważam, że ta będzie świetnym pomysłem. Kiedyś miałam nawet pomysł na podobną notkę, ale widać ktoś mnie uprzedził. Enjoy!

By Imai Kira

Jak wiecie z poprzednich notek, lolicich odmian jest mnóstwo, a ich coordy składają się z wielu starannie dobranych elementów. Wszystko wygląda, jakby kosztowało grube miliony, ale nie zawsze tak jest. Ile zatem kosztuje lolita fashion? 








Cudowne obrazki pochodzą z lemontree11. Zajrzyjcie tam koniecznie, ponieważ są tam podane linki do lolit, które wzięły udział w tym projekcie. Jest na co patrzeć!

Heeh, a ja wracam do nauki i szycia. Chociaż powoli zaczynam zasypiać na siedząco. Trzymajcie się cieplutko, bo pogoda coraz fajniejsza!