Wrocławskie Dni Fantastyki nadchodzą. Kto się wybiera? Szykuję nowe wcielenie mojej Ariel. Tak, tak, znowu Ariel... Strasznie lubię tą postać, więc zakupiłam po taniości jej sukienkę i czeka mnie jej przerobienie. Wiem, że niektórzy cosplayerzy by mnie zlinczowali za kupowanie stroju, ale mój skill w szyciu nie jest jeszcze wystarczający. W każdym razie pięknie ją przerobię, chociaż nie zdążę z wszystkimi przeróbkami do DFów.
Ostatnio nie mam weny na lolicie notki, ani na żadne inne, stąd szykujcie się na wysyp recenzji. Muszę znowu zregenerować siły, ale praca magisterska mi nie pozwala.
Dzisiaj recenzja maseczek od It's skin. Dostałam je na urodziny w listopadzie, ale nie lubię otwierać nowych kosmetyków, jeśli nie zużyłam jeszcze starych, więc sobie tak leżały. Maseczki zamówione zostały na Azjatyckim Zakątku. Jeszcze raz napiszę, że sklep jest mega. Szybka realizacja zamówienia, przesyłka doszła bez problemu, a każdy produkt był zabezpieczony, do tego mnóstwo próbek. Bardzo polecam Zakątek!
Maseczki dostałam dwie, ale nie jest to produkt, o którym można pisać eseje, więc zrecenzuję je w jednej notce. Zadaniem niebieskiej maseczki jest nawilżenie, a fioletowej odżywienie i nadanie witalności.
Obie maseczki zapakowane są w urocze okrągłe pudełeczka z odrywanym wieczkiem. Wieczko po oderwaniu można spokojnie ponownie położyć na opakowanie i w ten sposób chronić naszą maseczkę przed wyschnięciem. Jest to duży plus, bo produktu jest tyle, że nie da się go zużyć na raz. Jedno opakowanie starczyło mi na ponad 5 razy.
Niebieska maseczka, zwana Todak Todak Pack Moisture, to maseczka typu "wash off", czyli taka, którą się zmywa. Zawiera ona ekstrakty z roślin morskich, ma oczyszczać skórę, a jednocześnie nawilżać i rozgrzewać.
Maseczka ma bardzo przyjemny, owocowy zapach. Kojarzy mi się z kiwi, ale to pewnie przez jej wygląd. Jak widać, jest zielona i zawiera w sobie malutkie, czarne drobinki. W konsystencji przypomina miód, jest gęsta i lepka. Po nałożeniu zapach utrzymuje się bardzo długo, więc jest przyjemnie.
I to na tyle... po zmyciu moja twarz była tylko troszkę mniej sucha i ściągnięta. Czy była oczyszczona? Może trochę, inne koreańskie kosmetyki w mojej kolekcji radzą sobie z oczyszczaniem o wiele lepiej.
Maseczka jest kremowa o lekko fioletowym kolorze. Zapach to jest coś, co absolutnie mnie urzekło i sprawiło, że na pewno jeszcze wrócę do tego produktu. Pachnie, jak winogronowy sok, który uwielbiam. Zapach utrzymuje się bardzo długo, więc bardzo przyjemnie się w niej zasypia. Po zaschnięciu tworzy na twarzy gładką powłokę. Rano twarz jest rzeczywiście świeża i promienna. Fioletowa maseczka spisuje się zdecydowanie lepiej, niż niebieska.
Krótka recenzja, ale mam nadzieję, że treściwa. Ja wracam do przeistaczania się w magistra, do szykowania nowej sukni Ariel i planowania postów dla Was.
Do zobaczenia w kolejnym poście lub/i na Dniach Fantastyki!