niedziela, 8 maja 2016

[It's skin] Todak Todak.

Heloł!

Wrocławskie Dni Fantastyki nadchodzą. Kto się wybiera? Szykuję nowe wcielenie mojej Ariel. Tak, tak, znowu Ariel... Strasznie lubię tą postać, więc zakupiłam po taniości jej sukienkę i czeka mnie jej przerobienie. Wiem, że niektórzy cosplayerzy by mnie zlinczowali za kupowanie stroju, ale mój skill w szyciu nie jest jeszcze wystarczający. W każdym razie pięknie ją przerobię, chociaż nie zdążę z wszystkimi przeróbkami do DFów. 

Ostatnio nie mam weny na lolicie notki, ani na żadne inne, stąd szykujcie się na wysyp recenzji. Muszę znowu zregenerować siły, ale praca magisterska mi nie pozwala.

Dzisiaj recenzja maseczek od It's skin. Dostałam je na urodziny w listopadzie, ale nie lubię otwierać nowych kosmetyków, jeśli nie zużyłam jeszcze starych, więc sobie tak leżały. Maseczki zamówione zostały na Azjatyckim Zakątku. Jeszcze raz napiszę, że sklep jest mega. Szybka realizacja zamówienia, przesyłka doszła bez problemu, a każdy produkt był zabezpieczony, do tego mnóstwo próbek. Bardzo polecam Zakątek!


Maseczki dostałam dwie, ale nie jest to produkt, o którym można pisać eseje, więc zrecenzuję je w jednej notce. Zadaniem niebieskiej maseczki jest nawilżenie, a fioletowej odżywienie i nadanie witalności.
Obie maseczki zapakowane są w urocze okrągłe pudełeczka z odrywanym wieczkiem. Wieczko po oderwaniu można spokojnie ponownie położyć na opakowanie i w ten sposób chronić naszą maseczkę przed wyschnięciem. Jest to duży plus, bo produktu jest tyle, że nie da się go zużyć na raz. Jedno opakowanie starczyło mi na ponad 5 razy.


Niebieska maseczka, zwana Todak Todak Pack Moisture, to maseczka typu "wash off", czyli taka, którą się zmywa. Zawiera ona ekstrakty z roślin morskich, ma oczyszczać skórę, a jednocześnie nawilżać i rozgrzewać.

Maseczka ma bardzo przyjemny, owocowy zapach. Kojarzy mi się z kiwi, ale to pewnie przez jej wygląd. Jak widać, jest zielona i zawiera w sobie malutkie, czarne drobinki. W konsystencji przypomina miód, jest gęsta i lepka. Po nałożeniu zapach utrzymuje się bardzo długo, więc jest przyjemnie.
I to na tyle... po zmyciu moja twarz była tylko troszkę mniej sucha i ściągnięta. Czy była oczyszczona? Może trochę, inne koreańskie kosmetyki w mojej kolekcji radzą sobie z oczyszczaniem o wiele lepiej.


Przejdźmy do fioletowej maseczki, zwanej Todak Todak Pack Vitality. Maseczka zawiera winogrona i jagody, bogate w witaminy. Jest to maseczka typu "overnight", czyli taka, którą nakłada się na noc. Rano nasza skóra powinna być pełna życia, świeża i promienna.


Maseczka jest kremowa o lekko fioletowym kolorze. Zapach to jest coś, co absolutnie mnie urzekło i sprawiło, że na pewno jeszcze wrócę do tego produktu. Pachnie, jak winogronowy sok, który uwielbiam. Zapach utrzymuje się bardzo długo, więc bardzo przyjemnie się w niej zasypia. Po zaschnięciu tworzy na twarzy gładką powłokę. Rano twarz jest rzeczywiście świeża i promienna. Fioletowa maseczka spisuje się zdecydowanie lepiej, niż niebieska.

Krótka recenzja, ale mam nadzieję, że treściwa. Ja wracam do przeistaczania się w magistra, do szykowania nowej sukni Ariel i planowania postów dla Was. 
Do zobaczenia w kolejnym poście lub/i na Dniach Fantastyki!

środa, 4 maja 2016

Bodyline costume839.

Heloł, its mi.

Postanowiłam umilić Wam koniec majówki jakąś notką w loliciej tematyce. Z góry przepraszam za słabe zdjęcia, ale dalej sprzęt niedomaga do tego kiepskie światło.
Zawsze miałam słabość do marynarskich motywów, zwłaszcza w lolita fashion. Kontrastowe połączenia granatu, bieli i czerwieni są prześliczne. Do tego moja miłość do morza. 

Sukienka jest z Bodyline, dlatego najpierw kilka słów o samym bodylajnie się należy. Cóż, Bodyline często zaliczane jest do kategorii "brando", moim zdaniem niesłusznie. Brando to coś więcej niż pochodzenie z Japonii, a tej marce dużo brakuje. O samym bodylajnie krążą po internetach różne opinie, że printy odwrócone, że rozmiarówka nieadekwatna, że jakość słaba, że pan Yan jest creepy. Kupowanie na Bodyline może być loterią.

Moim zdaniem Bodyline jest dobre dla początkujących lolit, dla tych które nie chcą zbyt wiele wydawać, dla tych które poszukują dobrych butów w dobrej cenie i dla tych, które szukają czegoś, w co można się spocić latem, czyli czegoś, czego nie szkoda zniszczyć. Hm... ja wszystkie ubrania bardzo szanuję. Lubię bodylajna, ale nie jest to miłość. Myślę, że gdyby pan Yan postarał się o ładniejszy wygląd sklepu zarówno internetowego, jak i stacjonarnych (słyszałam, że wyglądają, jak sex shopy), odrobinę lepszą jakość rzeczy oraz wyrzuciłby ze sklepów wszystko, co do lolity i cosplayu nie pasuje, to byłoby to całkiem przyjemne miejsce. Ale to moje subiektywne zdanie. Przejdźmy do recenzji...


Krążą legendy, że sukienka ta pierwotnie znajdowała się w dziale "cosplay", dopiero potem trafiła do loliciego działu "dress". W związku z tym bałam się, że nie będzie odpowiedniej długości. Moim zdaniem nie jest to jednak OP, ale JSK, ze względu na mocno odsłonięte ramiona. Podobno jest to marna podróbka jednej z sukienek od Innocent World, ale nie zagłębiałam się w ten temat.

Zamówiłam sukienkę w kolorze nav, czyli granat <?>, chociaż początkowo czaiłam się na win. Sukienka przyszła do mnie w około 2 tygodnie po zamówieniu. Nie była zapakowana, jak inne lolicie rzeczy, w bodylajnowe opakowanie, ale w zwykłą folię, szału nie było. Sukienka nie posiadała też bodylajnowej metki, którą mają inne lolicie rzeczy. Jak widać na zdjęciu, kolor sukienki nie różni się od tego, na zdjęciach sklepowych, a to też się bodylajnowi zdarza. Miłym zaskoczeniem był materiał, bardzo dobrej jakości, grubszy niż inne bodylajnowe kiecki mają i miły w dotyku.


 Po przymierzeniu sukienki dotarło do mnie, że jest pewien problem... Jak już pisałam, sukienka ma odsłonięte ramiona, co w lolicie jest niedopuszczalne, niezbędna jest koszula pod spodem, ale jaka? Cóż, kiec posiada swój własny kołnierz, więc głupio zakładać pod spód koszulkę z własnym kołnierzykiem.



Myślałam, że sprawę z koszulą uratuje odpinana część kołnierzyka, którą widać na zdjęciu powyżej. Niestety, odpina się tylko z jednej strony i służy ułatwieniu jej zakładania/ściągania, nie da się tego wyjąć całkowicie. Kokardka na kołnierzyku również jest odpinana.


Sukienka ozdobiona jest 8 guzikami, które nadają jej militarno-marynarskiego charakteru. Wszystkie są solidnie i równo przyszyte, pasującą nicią i nie odpadają... jeszcze. Kołnierzyk też jest bardzo ładnie uszyty, granatowe wstążki na nim są równe, nie ma żadnych nitek, a sam materiał jest bardzo dobrej jakości i bardzo miły w dotyku. Warto też dodać, że jest naprawdę śnieżnobiały. Zastanawiałam się, czy granatowe wstążki na kołnierzyku nie będą farbować. Bardzo szybko przyszło mi to sprawdzić, bo pobrudziłam go podkładem. Nic nie zafarbowało, a bardzo się tego obawiałam.


Dół sukienki również wykończony jest wstążkami, tym razem białymi. Są równo i ładnie przyszyte, ale w jednym miejscu na białej wstążce jest mocno przyszyta granatowa nitka, której nie potrafię usunąć. Bardzo mnie to drażni.


Wiecie co jest wybawieniem dla lolit z dużym biustem? Shirring! Sukienka owy shirring posiada, bardzo mocny i ciężko go było naciągnąć, bałam się, że się nie dopnę. Ale to dobrze, oznacza to, że sukienka dłużej mi posłuży i będzie ładnie dopasowana do sylwetki. Dodatkowo na shirringu znajduje się gorsetowe wiązanie. Dosyć klasyczne rozwiązanie w lolita fashion.


Sukienka jest zapinana z boku na zamek. Ten chodzi gładko, jest mocny, nie zacina się i wytrzymał siłowanie z moim biustem. Chodziłam w tej sukience cały dzień i nie rozsunął się ani razu, chociaż nie posiada żadnego dodatkowego guziczka, który miałby temu zapobiegać.

Sukienka jest bardzo ładnie wykonana i naprawdę dobra jakościowo, właściwie to jakość materiału jest dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Minusem są te nitki, ale rozumiem, że to prawdopodobnie wypadek przy szyciu i jakoś go przeżyję. Sukienka nie była też droga, jak na lolicie ceny. Naprawdę polecam!

Bonus, macie okazję zobaczyć, jak sukienka układa się z puffem. Niedawno byłam na lolicim meecie w Krakowie, byłyśmy na wystawie, a potem w milutkiej kawiarnii. Nie lubię peruk, ani przesadnej ilości dodatków (zwłaszcza na głowie), dlatego postawiłam na prostotę. Dwa warkoczyki, do tego 3 małe kokardki w marynarskim stylu, a na rękach bransoletka z marynarskim motywem i jedna z perełkami. Buty zabiły moje stopy.


Do następnej notki!